Robert Bijas
Fotografia przyrodnicza
O żołnach
poniedziałek 30 marca 2020r.

Żołny

Więcej zdjęć w zakładce ptaki.

Legendarny klejnot w koronie Polskiej awifauny. Ptak o którym śniłem wielokrotnie, wiele o nim słyszałem. Gdy człowiek chwyta się wielu trudnych gatunków to zawsze coś wychodzi tylko połowicznie. Ganiam za tymi małymi zas..cami i też różnie to wychodzi.

Jak wiecie już z moich opowieści, większość moich fotografii zawdzięczam dobroduszności moich kolegów. Tak było i tym razem. Zadzwonił telefon. Kolega od sóweczki dzwoni i mówi: A kiedyś wspominałeś że chciałbyś zrobić zdjęcie żołnom. Jasne że chciałem i nadal chcę, a co masz rozkminione? No mam. Przyjeżdżaj.

Wsiadłem w busa kilka dni później. U kolegi szybko się przebrałem w moro. No nie żeby jakoś się kryć bardzo ale jak to bywa u fotografów przyrody którzy nie maja zbyt po kolei w głowie. Idziesz człowieku borem, lasem, łąka polem. I nagle ale zaj...y kwiatek, robaczek. I łup na glebę, pół biedy jest kiedy jest sucho, ale bywa i tak że robimy pad w błoto. Generalnie po to się nosi moro. Dla celów maskowania swej osoby także. Objechaliśmy miejscówki mojego kolegi i mówi, rozejrzyj się dokoła, są. Są żołny. Do miejsca fotografowania jeszcze jest niezły kawałek kolega mówi podjedziemy teraz bliżej byś mógł zobaczyć jak latają, jak się zachowują i jak śpiewają. Bo czas na reakcję będzie wyjątkowo krótki. Wiem, jak to przy ptakach.

Ich głos. Ich głos mógłby wybrzmiewać w moim domu nieustannie, jest to głos kojący duszę, mówiący że to pora godów i dzielenie się owadami. Jest tez to czas kiedy czasami trzeba pognać konkurenta od wybranki, której przed chwila podarowałeś smakowita ważkę lub pięknego motyla. Piękny głos i piękno tych ptaków wciąż siedzi mi mocno w głowie i nie mogę się już doczekać lata, kiedy znowu z kolegą ramie w ramię będę siedział w dusznym namiocie.

Żołna to bogactwo kolorów. Od brązu i czerni po turkus, zieleń i błękit po soczysta żółć dojrzałej cytryny. Oczy miodowe, zakrzywiony dziób przechodzący w czarną opaskę na oczy niczym maska Zorro. Czoło centralnie naznaczone na żółto boki zaś blado turkusowe zachodzące nad oko. Czapeczka brązowa przechodząca na plecy. Podgardle cudownie żółte zaznaczone czarną stójką poniżej której rozlewa się kolor turkusowy w kilku odcieniach. Kolor ten ciągnie się niemal do samego końca ogona, który jest w kolorze kawy z mlekiem. Na samym końcu ogona widać jakby pojedyncze piórko o zdecydowanie ciemniejszym kolorze. Samczyk wszystkie te kolory ma bardziej intensywne, samiczka skromna jest w odcieniach. Wierzch tych ptaków to jakby zmieszanie dotychczas wymienionych kolorów. Żołny są piękne kolorowe. Ale czy są bezpieczne od ataków drapieżników emanując takim bogactwem kolorów? Wyobraźcie sobie że ciężko wypatrzeć te ptaki gdy się chowają pośród listowia okolicznych drzew. Mają jeszcze system. System wczesnego ostrzegania. Pomimo tego że jest czas łączenia się w pary i demonstrują swe wdzięki na odkrytym terenie to głowy im cały czas się poruszają jak radar. Główki im się odchylają na boki by móc dostrzec niebezpieczeństwo.

Wstajemy przed świtem, trzeba doliczyć czas na dojazd i rozłożenie sprzętu w namiocie. Namiot stał kilkanaście tygodni by ptaki mogły się przyjrzeć i oswoić. Patki są co prawda ciepłolubne, ale nie chcemy ich bez potrzeby denerwować i płoszyć. Miejsca jest naprawdę niewiele nawet jak na moje mikro standardy. Usadowiliśmy się i czekamy, nasłuchujemy. Każdy dźwięk chłoniemy jak gąbka wodę. Słyszałeś zimorodek. O, brzegówki się obudziły. Nad nami zapiszczał jastrząb. Ulga, cisza poleciał. Robi się coraz cieplej i duszniej. Słyszysz, słyszysz? Kolega szepcze mi do ucha to one. Już są! Tak słyszę, serce wali mi jak młotem. Dam radę? Wytrzymam? Czy refleks nie zawiedzie? A zdążę wykadrować. Takie pytania przewalały mi się w głowie jak wodospad. Krew w głowie pulsuje coraz mocniej. Słońce wstało już wyżej. Rozproszone ciepłe promienie słońca dotarły do teatru naszych działań. Tuż nad namiotem śmignął cień o ostrych skrzydłach i ten cudowny głos. Kolega szepnął, uważaj! Przytuliłem się do wizjera aparatu. Słyszę że śpiew żołny zbliża się. Wszystkie zmysły wyostrzone do granic możliwości, oddech wyrównany. Jest, mam pierwsze siedem zdjęć.

Przed moimi oczami dzieje się misterium przyrody, zaloty, gody, podawanie pokarmu, i to cudowne śpiewanie i to kwilenie. Było też nieco przemocy, a jakże. Bo kijek był w atrakcyjnym miejscu, bo do drzewa było blisko i do norki blisko a pole na którym było ogrom owadów zaraz za plecami. Zwierzęta w niektórych sprawach nie różnią się zbytnio od ludzi, też szukają miejsce dzie z gniazda będą mieli blisko wszędzie. Ekonomia. Im bliżej do sklepu tym niższe koszty uzyskania potrzebnej energii do przeżycia. Proste? Proste.

W namiocie mamy tak około 40 może 45 stopni Celsjusza. Słońce już mocno w górze, gorąco tez robi się moim ukochanym żołnom, widzę jak coraz częściej otwierają dzioby dla ochłody. Poleciały na drzewo. Nastała cisza. Sprzęt składamy. Na czterech wychodzimy z namiotu odurzeni niezwykłymi scenami z życia niezwykłych ptaków które przylatują do nas z Afryki. Niegdyś był to bardzo liczny ptak lęgowy w Polsce, niestety chemizacja rolnictwa, i polowania na bliskim wschodzie doprowadziły do ograniczenia populacji tych wspaniałych ptaków. Ale jest nadzieja. Obserwuje się wzrost liczby tych ptaków w naszym kraju.

Po powrocie do domu, i ochłonięciu częściowym, dostałem telefon od innego kolegi i znanego też fotografa pejzażysty o kolonii lęgowej żołny. Ucieszyłem się niezmiernie. Dlaczego? Czy nie mało mi wrażeń? Kochani ŻOŁNA NA ROZTOCZU, dla mnie jest to wiadomość wspaniała. Niegdyś kolega, pracownik RPN zrobił zdjęcie żołny. Dla mnie wtedy, totalnego żółtodzioba była to podróż do jakiegoś kraju egzotycznego. I teraz trzydzieści kilometrów od Zwierzyńca są.

Roztocze to pasma pól i łąk i ugorów poprzecinanych wąwozami lessowymi. Jedne są głębsze i zacienione przez drzewa inne wąwozy płytsze wyeksponowane na słoneczku dają miejsce na zrobienie gniazd żołnom i brzegówkom.

Siedzę z dala i podziwiam jest tam wiele innych ptaków, lecz żołna jest takim kwiatem w falującym polu zboża. Siedzi na kołyszącym się suchym patyku tarniny lub dzikiej róży. I ten śpiew łagodny i zapach zboża. Czasami ten spokój zakłóci przelatujący drapieżnik. Wszystko znika gdzieś, by pojawić się po chwili nie wiadomo skąd. Dziękuję Artur, dziękuję Tadeusz dziękuję też Darkowi za mile spędzone chwile i pogawędki o ptakach. Dziękuje także Pani Ani i Panu Wiesławowi ze zawieźli bidę w takie piękne miejsce.