Robert Bijas
Fotografia przyrodnicza
wtorek, 14 kwietnia 2020

Było to dość dawno temu, oczywiście na Roztoczu. Tak, pod Obroczą. Jak pamiętacie w opowiadaniu o sarnie wspominałem to niezwykłe miejsce. Koniec lata było już czuć w powietrzu, zieleń już nieco poszarzała. Łąki i doliny rzeczne spowijały mgły poranne. Noce chłodne, czasami nieco mroźne.

Jelenie ryczały w swoim odwiecznym cyklu. Postanowiłem się wybrać do tego Teatru Wielkiego Przyrody. To któraś z kolei noc przerwana gwałtownie przez dzwonek budzika, miałem już dość tych pobudek chciałem się wyspać. Postanowiłem jednak że pojadę. Wyśpię się jak zaczną deszcze padać listopadowe. Czyli jeszcze miesiąc. Dam radę.


WIĘCEJ >
wtorek, 14 kwietnia 2020

Pamiętam, jak z lubością chodziłem na pola Żurawnickie, po cichutku wychodziłem z lasu. Zatrzymywałem się na ścianie lasu i się rozglądałem. Widziałem takie nieduże zwierzęta kopytne. Takie miniatury jeleni. Zachwycały mnie swoja delikatnością budowy, a oczy skradły moje serce. Byłem zafascynowany tymi zwierzakami. Dużo razy byłem na „moich” polach, wiele razy je obserwowałem z ukrycia nie mając jeszcze aparatu fotograficznego, widziałem je w szacie zimowej, szarej płowej lub letniej żywej jasno brązowej wpadającej czasami w czerwienie. Myślałem sobie wtedy, jak one się maskują przed drapieżnikiem? Tu, najlepiej było zauważyć co znaczy stado. Będąc kruchej postury sarny chronią się wzajemnie wspólnie zerując, ale myliłby się ten kto by pomyślał że one wszystkie naraz jedzą. Nie, co najmniej jedna gryzie mniej intensywnie lub wcale. Rusza się jak pozostałe, pochyla się robi krok i nagle głowa w górę by się rozejrzeć. Pochyla głowę w dół by nagle ja wyrzucić w górę. Spłoszone, stroszą sierść na zadzie który robi się w tym momencie śnieżnobiały. Sarny szczekają. Tak sarny szczekają gdy zostaną spłoszone zaskoczone.


WIĘCEJ >
wtorek, 14 kwietnia 2020

Tropy tych psowatych widywałem często, nawet bardzo często. Gdy zaczynałem przygodę z fotografią przyrodniczą to niewiele o nich wiedziałem jak i fotografii w ogóle. Uczyłem się pilnie lisich zachowań. Coraz częściej pojawiały mi się stosunkowo blisko, ale nie na tyle by móc zrobić dobre zdjęcie.


WIĘCEJ >
piątek, 10 kwietnia 2020

Przyroda fascynowała mnie od zawsze, od zawsze ciągnęło mnie do lasu. Pewnie za sprawą lektur i nauczycieli. A miałem ich naprawdę dobrych. Po okresie ganiania za krzyżówkami przyszedł okres podchodzenia leśnej zwierzyny, której tu akurat nie brakowało. Moimi bohaterami były sarny i jelenie. Sarny jako że żerują na polach częściej je widziałem i zawsze się nimi zachwycałem. Kiedyś kolega zapytał, a widziałeś już rykowisko. Nie nie widziałem, opowiedział mi zatem o tym cudownym spektaklu natury. Słuchałem z zapartym tchem. Nie mogłem się doczekać jesieni. W tamtych czasach, czasach analoga to i zimy były surowe i kolory jesieni wybuchały paletą barw. Było pięknie.


WIĘCEJ >
piątek, 10 kwietnia 2020

Małymi krokami lato miało się ku końcowi. Na polach trwały ostatnie koszenia i prace polowe, w powietrzu unosiła się zapach świeżo rżniętych zbóż. Las drżał z gorąca i pachniał żywicą, jednak dni stawały się coraz krótsze a noce zimniejsze. Jesień powoli oświadczała że nadchodzi.

Wracaliśmy z kolegą z podchodów jeleni, droga wiodła nas przez piękny leśny dukt. Miejscami nieboskłon zamykały przed nami ogromne buki i dęby. Miejscami wydawać by się mogło że niebo wspiera się na kolumnowych sosnach i jodłach tak typowych dla tego skrawka ziemi. Zmierzchał się, gdy weszliśmy do gęstego lasu. Już koniec drogi ledwo był widoczny, a ściany lasu jakby się zbliżyły do drogi. Robiło się już chłodniej. Szliśmy w skupieniu i tak cicho jak to możliwe. Była magia Roztocza. Nasłuchiwaliśmy pieśni lasu, odwiecznej walki o życie lub śmierć. Gdzieś w oddali słychać już było pierwszego puszczyka, bliżej zagwizdała sóweczka, wtedy wielka rzadkość.


WIĘCEJ >
czwartek, 9 kwietnia 2020

Kuna domowa.

Jak sama nawa wskazuje jest zwierzęciem zamieszkującym tereny w pobliżu ludzkich siedzib. Lecz myliłby się ten kto by pomyślał że to zwierze nie potrafi się adaptować do innych warunków. Kuna domowa jest wybitnym myśliwym i świetnym strategiem.

Mój pierwszy kontakt z kuną miał miejsce w samym środku Zwierzyńca była to kuna domowa. Ja w tym czasie siedziałem nad Wieprzem obserwując latające nad woda nietoperze. Latarka świeciła punktowo tuz nad wodą sięgając brzegu po drugiej stronie rzeki. Gdy umilkły miejskie hałasy, gdy tupot nóg turystów umilkł, a okoliczne latarnie zaczęły gasnąć. Pojawiła się Ona, kuna domowa. Niczym woda spłynęła z wysokiego brzegu nie powodując żadnego szmeru. Była. Była i patrzyła się na mnie przekrzywiając główkę. Zmniejszyłem natężenie światła, rozluźniła się nieco. Wtedy podniosła głowę i zerknęła na mnie w tym momencie zrobiłem zdjęcie. Jak wspomniałem światło latarki osłabiłem, jednak odległość nastu metrów nie pozwoliła odpowiednio doświetlić kadru. Na lampie nie miałem flesh extendera bo byłem nastawiony na nietoperze a nie na coś co było po drugiej stronie rzeki. Rzeka w dodatku zaczęła nieco parować, a to bardzo utrudnia fotografowanie w nocy. Fotografia dokumentalna pozwalająca określić co to za zwierzak.


WIĘCEJ >
czwartek, 9 kwietnia 2020

Siedząc kiedyś na schodach Domu Dziecka w Puławach, brudny i śmierdzący po fotografowaniu nietoperzy na poddaszu rozmawiałem z chiropterologiem o tym co chcę robić dalej. Opowiedziałem o moim marzeniu, o wydaniu książki o ssakach żyjących na Lubelszczyźnie. Usłyszałem od niego no to Robert porwałeś się z motyką na słońce. Zapewnił że będzie mi pomagał i kibicował. Słowa dotrzymuje do tej pory. Od razu dodał, słuchaj niebawem do RPN przyjedzie doktor z UP Adama Mickiewicza w Poznaniu. Będą monitorować popielicowate. Weź podejdź i się zorientuj, z pewnością Ci pomoże.


WIĘCEJ >
czwartek, 9 kwietnia 2020

Fotografowałem już regularnie popielice, uczestniczyłem również w ich monitoringu. Będąc kiedyś z ekipą studentów i znanym mi już dobrze badaczem w lasach Krasnobrodzkich zadano mi pytanie. A widział pan już orzesznicę? No nie w rzeczywistości. To jak będziemy wracać to zahaczymy o powierzchnię badawczą. Dobrze z chęcią zobaczę rudzielca.

Minęło kilka godzin, skręciliśmy w bok od drogi głównej. Doktorantka weszła w gąszcz, po chwili wychodzi z szerokim uśmiechem na twarzy i mówi jest. Pod pachą ma pudełeczko które zawiesiła jakiś czas temu. Skupiliśmy się wokoło niej. Wysuwa z pudełeczka trawy, liście. Delikatnie, delikatnie. Jest zwierzątko, rude, maleńkie, zwinięte w kłębek. Zapytała czy ktoś chce potrzymać, nie było chętnych, więc ja się zgłosiłem. Jakież było moje zaskoczenie gdy widziałem na dłoni śpiące zwierzątko (chłodno było) a nie czułem wagi. Zwierzak wrócił do swojego domku, ten został zaniesiony tam skąd go wzięto. Byliśmy tam jeszcze parę razy, ale nie zawsze był czas by zajrzeć w miejsce z orzesznicą.


WIĘCEJ >
czwartek, 9 kwietnia 2020

To było wtedy kiedy już miałem jako tako ogarnięte popielice i orzesznice, teraz skupiłem się na koszatce. Nie, o popielicach nie zapomniałem. Zacząłem od lektury dostarczonej mi przez pracownika KUL. Po lekturze już wiedziałem że to będzie droga przez mękę.

Rozpocząłem od rozpoznania środowiska życia koszatek. Wiedziałem że zajmuje poziom niższy niż popielica i wyższy niż orzesznica. Las też już był inny niż w przypadku popielicy czy orzesznicy. Wytypowałem kilka miejsc, powiesiłem karmniki. Środowisko występowania koszatki to las mieszany z przewagą lasu jodłowego i świerkowego, gdzie świerki nie były dość dominujące ani dość wysokie. Codziennie jeździłem sprawdzać miejscówki. Nic. Zupełnie nic. Niektóre eliminowałem, część przeniosłem. Najczęściej były to ślady w postaci odchodów myszy. Mijały dni i tygodnie, miesiące. Upłynął rok. W tym czasie fotografowałem różne zwierzęta i ptaki. Ale nadal z uporem maniaka szukałem malutkiego zwierzaka z przepaską na oczach. Koszatka jest tylko troszkę większa od orzesznicy i też prowadzi nocny tryb życia i wbrew obiegowej opinii jest oportunistką. Zje owoce, chcrząszcze i inne owady, nie pogardzi pisklętami, czy malutkimi myszami. Tak, jak myszy założą gniazdo gdzieś gniazdo w jej pobliżu to młode mają duże zagrożenie życia. Dzieje się tak zazwyczaj gdy brakuje innego pokarmu. Świat przyrody nie jest czarno biały i taki oczywisty jak to stara się nam to przekazać.


WIĘCEJ >
czwartek, 9 kwietnia 2020

Chomik europejski.

Wiele lat temu, kiedy zacząłem zbierać materiał o drobnych ssakach padło pytanie jednego ze starszych ludzi. A, a chomika to widziałeś, no wiesz chom. On na polach uprawnych żyje. No nie widziałem. Posiedziałem, poczytałem co w internetach i bibliotekach mieli. Już wiedziałem gdzie go szukać. Pierwsze zasiadki rozpocząłem na polach nad zbiornikiem Nielisz. Tak mi doradził kolega wędkarz tam łowiący. Od razu przestrzegł, Robert tylko tam paluchów do tej nory nie pchaj bo ci je odgryzie, albo bardzo pokaleczy. To zadziory są straszne. Wiele lat później miałem się o tym przekonać. Niestety, ta i inne zasiadki z paliły na panewce. Jeszcze wtedy nie wiedziałem jak bardzo podejrzliwe i płochliwe są to stwory. Niespodziewanie odwiedzili mnie koledzy fotografowie, którzy mieli dużo większe doświadczenie niż ja. O mojego szwagra dowiedziałem się że u jego dalszej rodziny jest chomik nie jeden na polu. Pojechaliśmy pod wskazany adres, wytłumaczyliśmy o co chodzi. Ostrożnie penetrowaliśmy miedzę, znaleźliśmy kilka miejsc żerowania, ale tylko jedno było większe i aktywne bardzo. Wiele lat później to się potwierdziło, nie przy wszystkich otworach da się robić zdjęcia chomikom.


WIĘCEJ >